Coraz szersza jest paleta usług tzw. ekonomii żądanie czy jak kto woli sharing economy, pośród których przeciętny konsument może wybierać, albo stać się częścią tego systemu. Można narzekać na taksówkarzy, hotele, można i na szkoły językowe.
Pytanie tylko, co do tej pory robiliśmy, kiedy chcieliśmy podszkolić jakiś język poza oficjalną, płacącą podatki i składki placówką. Szliśmy do nauczycielki niemieckiego, która po godzinach dorabiała do pensji. A że cały ten system opiera się głównie na poleceniach, jeden zaufany tutor może mieć kilku uczniów, którzy pozwolą mu na boku wypracować połowę oficjalnego wynagrodzenia. Bez biura i bez szefa, ale i bez kontroli i większej konkurencji, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.
Życie w epoce „po kryzysie” zmusza ludzi, żeby świadczyli nowe usługi. Sami, jako ofiary powszechnego outsourcingu, stajemy się freelancerami, żeby podreperować domowe budżety. Z korepetycjami sprawa wygląda jednak trochę inaczej niż z AirBnb czy Uberem. Przypomina to trochę inną usługę, dość powszechnie obecną w szarej strefie, jaką jest sprzątanie vide warszawski startup pozamiatane.pl.
Podobnie, choć jednak inaczej jest z rynkiem korepetycji. Z jednej strony jest potrzeba, czyli konieczność dokształcania się z określonego języka, na określonym poziomie i w określonym czasie czy miejscu. Najlepiej we własnym domu, chętnie wirtualnie. Potrzeba wbrew pozorom trudna do zaspokojenia. Z drugiej - mamy rzesze filologów albo poliglotów, domorosłych lingwistów czy w końcu native speakerów, którzy poszukują dodatkowych pieniędzy. Ci mają problem z zaistnieniem na rynku, ze znalezieniem odpowiedniej liczby uczniów bądź z dojazdami do klienta.
Chcemy, żeby na naukę stać było każdego, żeby każdy nauczyciel zarabiał
Preply to ukraiński start up, który ruszył wiosną 2013 roku. Z EastLabs, akceleratora startupów w Kijowie trafił do Bostonu, latem tego roku dołączył do programu akceleracyjnego TechStars w Berlinie (skąd wyjechał ze 120 tysiącami dolarów na rozruch biznesu). W Polsce ten jeden z najprężniej rozwijających się ukraińskich startupów jest obecny od stycznia. Współpracuje z rzeszowską firmą Concise Software. Przez ten czas na platformie zarejestrowało się tysiąc korepetytorów i kilkuset uczniów.
Inspirowały mnie moje własne doświadczenia – kiedy chciałem zacząć uczyć się obcego języka, miałem problemy ze znalezieniem odpowiedniego kursu - mówi Kirill Bigai, szef pośrednika na rynku korepetycji. - Rok temu byliśmy gotowi, aby wystawić nasz projekt i model biznesowy na próbę w jednym z najbardziej perspektywicznych rynków w Europie, czyli w Polsce. Dzisiaj możemy powiedzieć, że była to prawidłowa decyzja. Udział polskiego rynku w ogólnej strukturze dochodów wynosi już 6 proc. W 2016 roku wchodzimy do Niemiec. Na rozwiniętych rynkach Unii Europejskiej konkurencja jest wprawdzie większa, ale to samo dotyczy zysków - wyjaśnia Bigai.
- Chcemy, żeby na naukę i kontakt z native speakerem stać było każdego. Po pierwsze – bez potrzeby fizycznego przemieszczania się po świecie. Po drugie – z opcją wyszukania nauczycieli w lokalizacji, w której koszt korepetycji tej samej jakości będzie dużo niższy - podsumowuje Bigai.
W serwisie jest cała rzesza nauczycieli z Ukrainy, której gospodarka w 2015 roku jest jedną z głównych przegranych.